środa, 4 lutego 2009

koty w workach, a nie w butach

Pamiętam, że były w moim życiu takie dziwne, szczęśliwe dni, kiedy jedna para butów starczała mi na więcej niż dwa lata. Nie poprzestawałam wtedy oczywiście na jednej parze, o nie. Miałam różnorodne, piękne szpilki, kozaczki, balerinki, sandałki i inne cuda sztuki obuwniczej, kupowane niedrogo i starzejące się z godnością. Te czasy wspominam z nostalgią, podobną, jak sądzę, do tej, którą przeżywają ludzie starsi mówiąc: Dziś już takich patelni nie robią. Czy coś w tym stylu.
Wspominam te czasy także jako czasy nad wyraz odległe. Dzisiejszy świat jest inny i wrogi wygodzie i elegancji moich stóp. Dość wspomnieć, że z kupionych w ciągu ostatnich trzech lat butów, rekord używalności osiągnęły oficerki, które dziś właśnie zmuszona jestem pochować. Miałam je pół roku....

Ja nie wiem, może ja koślawieje na starość. Może dopadają mnie jakieś tajemnicze mikro-dyskinezy i nie umiem chodzić. Tak czy siak, fakt pozostaje faktem, że moje buty w jednym kawałku wytrzymują średnio 3 miesiące, następnie zaś dopada je spektakularny rozkład rodem z holiłudu (tu należy sobie przypomnieć choćby co stało się z nazistami w ' Poszukiwaniu zaginionej arki').

Na szpilkach nie chodzę już wcale, mija się to z celem, jeśli po jednym spacerze krakowskim rynkiem, albo dwóch kazimierskimi uliczkami obcasy wyglądają, jakby jakiś olbrzym potraktował je jako wykałaczkę i z uporem grzebał nią sobie między zębami. przy czym naprawdę nie ma znaczenia, czy wydałam na te buty 50 czy 200 zł. No może poza tym, że po wydanych 200 trafia mnie większy szlag. Z innym obuwiem sprawa wygląda trochę tylko mniej dramatycznie. Jedyne, którym bruki i moje krzywe nogi wydają się nie robić krzywdy to glany, których szczerze nie cierpię.

Zasadniczo więc, świat jest zły i chujowy, a ja skazana jestem albo na chodzenie w obuwiu pancernym albo na wyłudzenie jakichś abonamentów do szewców/sklepów obuwniczych. Może jacyś producenci spróbowaliby wprowadzić coś na kształt butowych biletów miesięcznych? Byłoby jak znalazł. Mogę też wyjść za mąż za szewca. Albo sama się w tym kierunku wykształcić i odprawiać pełen punkrock i DIY.

Wkurwionam, że hej.

3 komentarze:

  1. w końcu ktoś się ośmielił i prawdę powiedział! Brawo! Koncerny Butne - WSTYD i HAŃBA!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym móc się nie zgodzić, ale niestety taka jest prawda.
    Mam wrażenie, że wszystkie moje "ładniejsze" buty były przez producenta przewidziane na przejście co najwyżej z taksówki do restauracji i z powrotem. Ewentalnie na niespieszny spacer równym, suchym trotuarem w ciepłych Włoszech, a nie szybkie podążanie na przystanek autobusowy po krzywych, wyszczerbionych warszawskich chodnikach wśród pluchy i zawieruchy. I po ciemku, bo akurat latarnie wysiadły:) Przesadzam może trochę, ale faktem jest, że buty są jak na nasze warunki strasznie nietrwałe.
    Doszło do tego, że do klubu często biorę buty na zmianę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Butowym skrytojebcom mowimy stanowcze NIE! I wszystko przez korporacje (ktore tworza korporacje, ktore tworza korporacje...)

    kup Martensy, glany, NRcki, moze pociagna nieco dluzej. Moje Martensy kupione za bandycka sume 8zl na CIUCHACH (!) trzymaja sie juz trzeci rok.

    OdpowiedzUsuń